Codziennik

Przepis na chodnik w sosie własnym

Wrodzone skąpstwo, uparta natura osła i pewnie jakaś mutacja genu odpowiedzialnego za szacowanie ryzyka sprawia, że często zdarza mi się robić rzeczy dość głupie. Ostatnim tego przykładem jest domowej roboty chodnik przed naszym leśnym domkiem. Nie wiem nawet czy powinienem nazywać go chodnikiem, bo chodząc po nim można połamać sobie nogi, ale nie wiem też, czy nazwy: „leżnik”, „łamnik”, albo „wywalnik” są formami poprawnymi, i słysząc je, profesor Miodek nie popełni sepuku.

Tak czy siak chodnik powstał i nadal leży. Da się po nim chodzić do przodu i do tyłu. Da się po nim chodzić nawet w bok, więc śmiało mogę stwierdzić, że zadanie zostało wykonane, i to bez ofiar w ludziach. Cała operacja przebiegła w miarę sprawnie, a kierownik budowy w osobie mojej małżonki budowę tę odebrał, a ja nie musiałem spać na kanapie. 

No a teraz obiecany przepis czyli jak do tego doszło:

Przede wszystkim trzeba być sknerą, albo nie mieć pieniędzy. Albo jedno i drugie- to pozwala stłumić ewentualne przebłyski zdrowego rozsądku, podpowiadającego, że cała ta zabawa w budowlańca może skończyć się wizytą na izbie przyjęć najbliższego szpitala. I w najgorszym razie sprzedażą rękawiczek- bo, nie umiejętne obchodzenie się narzędziami może spowodować, że żadne rękawiczki nie będą wam już potrzebne.

Kiedy już upewnicie się, że napewno chcecie mieć chodnik i nie boicie się błyskających niebieskich świateł, chirurga, oraz widoku własnej krwi, możecie zabrać się za kompletowanie narzędzi i surowca potrzebnego do budowy. Chodnik z kamienia buduje się za kamienia, więc było łatwo. Nie musieliśmy jeździć po marketach budowlanych i zastanawiać się czy kolor będzie pasował do koloru trawy. Z kamieniem polnym jest prosto- matka natura dała to wziąłem. No może nie dosłownie- kamień w wyniku skomplikowanych procesów geologicznych wylądował na polu okolicznego rolnika. Rolnik kamień zebrał a ja kupiłem. I uprzedzając pytanie- kamień nie rośnie na polu- to tajemne siły wypychają je z trzewi ziemii ku powierzchni, żeby na końcu wylądował przed naszymi domami parząc gołe stopy latem i tworząc lodowisko zimą. 

Kolejnym krokiem był transport kamieni na nasze podwórko. Nie miałem siły żeby te kilka ton przenieść i za bardzo lubię mojego syna, żeby kazać mu te kamienie nosić. Oczywiście mogłem mu to zlecić w ramach jakiejś kary, ale obawiam się, że kiedy opowiedziałby o tym w szkole, szybko zostalibyśmy zaproszeni na rozmowę wychowawczą z psychologiem , dyrektorem i przedstawicielem kogoś z opieki społecznej. 

Pozostało nam więc poprosić o transport sprzedającego. Rolnik jak to rolnik miał ciągnik z przyczepką, więc wielkiego problemu nie było. W umówionym dniu traktor przyjechał, wysypał kamienie i pyrkocząc radośnie powrócił do swojej zagrody, czekając na kolejne zadanie.

A ja zostałem z wielką górą kamieni… Zmęczyłem się już samymi obliczeniami, licząc ile milionów ton przyjdzie mi przerzucić moimi niezbyt umięśnionymi rękami. Postanowiłem odpocząć i zająć się tematem nazajutrz.

Kiedy wstawałem rano miałem nadzieję, że może moja żona, syn i pies zrobili mi niespodziankę i całą noc z latarkami, po cichutku rozładowali tą kamienna górę, żebym rozpoczął dzień z wielkim uśmiechem na ustach. Niestety tak nie było i kamieniami musiałem zająć się sam. Zabrałem się więc do pracy. Zacząłem od obejrzenia kilku filmów na YouTube i szybko przekonałem się, ze bez problemu zbuduje ten chodnik, a przy odrobinie samozaparcia to i autostradę do naszej wsi dociągnę. 

Kiedy już wiedziałem jak zmienić kamień w drogę wziąłem się do pracy. Pomiary, dobór narzędzi, wreszcie samo układanie było dziecinną igraszką. Przez pierwsze 10 minut…

Wtedy zrozumiałem dlaczego wykonanie takiego chodnika przez fachowców tyle kosztuje. Bolały mnie kolana od klęczenia, a palce rąk, które co chwilę rozgniatałem między kamieniami- zrobiły się tak cienkie, że mógłbym nimi kroić chleb. Nie poddałem się jednak i już po kilku nastu godzinach pracy, przy akompaniamencie wszystkich znanych mi przekleństw dzieło mojego życia było gotowe. Okazało się, że wystarczył młotek, trochę cementu, kamienie, odrobina geniuszu i viola! Wreszcie nie musimy zakładać woderów chcąc wyjść z domu, bo będziemy się już zapadać po kolana w błocie! 

Kiedy stałem tak kilka godzin napawając się widokiem drogi, której nie powstydzili by się nawet starożytni rzymianie uświadomiłem sobie, że człowiek to takie zwierze, które poradzi sobie w każdej sytuacji. Dobrego humoru nie popsuło mi nawet to, że okazało się, że chodnik, mimo, że precyzyjnie obliczony- skręca w prawo… Możliwe, że odpowiedzialne za to są ruchy górotwórcze ziemi, albo jej ruch wirowy. Bo przecież ja wszystko wymierzyłem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *