Ostatnio zrobiło się głośno o powracającym jak australijski bumerang temacie atomu, a właściwie atomowej zagłady naszej ukochanej i póki co jedynej planety. Jedni straszą tym, że przez powstające w Żarnowcu i Lubiatowie elektrownie atomowe wyrośnie nam trzecia ręka. Co obok galopującej inflacji niechybnie spowoduje kolejne straty w naszych portfelach, bo będziemy musieli kupić nowe, przystosowane do tego ciuchy.
Inni twierdzą, że potrzebujemy alternatywy bo zasoby węgla się kończą. Przez Putina i jego wędrowne muzeum techniki wojskowej, które obecnie przebywa na Ukrainie, węgla nie ma i nie będzie. Co prawda, dzięki heroicznym wysiłkom naszego rządu od czasu do czasu węgiel przypływa do Polski z zamorskich krain ale podobno nie chce się palić. A bez węgla zmarzniemy. Nie będzie też prądu, więc nie będziemy mogli oglądać kolejnych odcinków importowanych telenoweli.

Ludzie boją się atomu. Kilka awarii elektrowni atomowych, które do tej pory się zdarzyły nie napawa optymizmem. Z drugiej strony rodzina Atomickich mówi, że to zacofanie i zabobony, i lepiej mieć prąd niż go nie mieć. A w razie czego trzecia ręka może się przydać.
Jako dziecko liznąłem już co nieco procedur na wypadek nuklearnej zagłady, bo przyszło mi dorastać w czasach, kiedy pewnego pięknego dnia 1986. roku zabrano nas ze szkoły do przychodni zdrowia i każdy po kolei musiał wypić drinka za zdrowie pana Lugola.
No ale bez prądu ciężko żyć. Kiedy byłem mały zdarzały się rutynowe wyłączenia prądu, żeby nasze fabryki produkujące mleko i miód dla naszej krainy miały energii pod dostatkiem. Świetnie się wtedy bawiłem, bo w telewizji i tak były tylko dwa kanały, a kiedy nie było prądu mogłem przynajmniej zapalać i gasić świeczki- co wbrew pozorom może być zabawne. A teraz prądu znów zaczyna brakować. Urządzeń napędzanych magiczną mocą z gniazdka przybywa. Każdy chce mieć dwa telewizory, trzy lodówki i cztery pralki. Nawet samochody na prąd są trendy i eko, i jest ich coraz więcej.
Mamy więc do wyboru: elektrownie atomową, ale tutaj po pewnym czasie może się okazać, że niedaleko niej na małym polu wyrośnie zmutowana kapusta, która będzie chciała odgryźć nam głowy. Elektrownia taka musi też powstać. Rząd zapowiedział, że nie musimy się martwić bo już za chwilę, a dokładnie za 11 lat pierwsza z zaplanowanych elektrowni powstanie. W tym przypadku obawy o realizację tego przedsięwzięcia bo jak to już u nas bywało, z wielkimi inwestycjami bywało różnie. Pamiętacie Izerą? Już dawno mieliśmy nią jeździć ale okazało się, że trzeba było zadzwonić do pana Chińczyka z pytaniem czy nie jakiejś platformy na zbyciu.
Elektrownie węglowe też nie są dobre. W poszukiwaniu nowych złóż węgla będziemy musieli kopać coraz głębiej aż w końcu dokopiemy się do jądra ziemi, co spowoduje, że ziemia straci stabilność i albo zatrzyma się, przez co będziemy musieli wyrzucić nasze zegarki, które przestaną pokazywać prawidłowo czas, albo po prostu eksploduje wysyłając nas na Marsa. Tutaj niestety mógłby się wkurzyć Elon Musk, bo to on miał nas tam wysłać.

Oprócz tego z elektrowni węglowych wydobywa się dym który zanieczyszcza nasze płuca powodując, że nawet sportowcy chorują dziś na astmę. Zostają nam elektrownie wiatrowe, słoneczne albo ostatni krzyk mody wśród fizyków- zimna fuzja. Ta ostatnia to na razie sfera marzeń, bo jeszcze nikomu nie udało się zbudować działającego reaktora mogącego napędzić chociażby mały toster. Zresztą taki proces jest na tyle skomplikowany, że nie wiadomo, czy gdyby komuś udało się go odtworzyć na ziemi, nie powstała by na przykład czarna dziura, albo wrota to innego wszechświata, skąd najechała by nas zgraja krwiożerczych potworków chcących zrobić z nas farsz do pierogów. Wiatraki też na razie się nie sprawdzą, bo potrzebowalibyśmy ich naprawdę dużo. A energia słoneczna? OK fajnie w lecie, kiedy słońce ładnie świeci. Ale teraz… cóż spójrzcie za okno…
Tak czy siak potrzebujemy prądu, chociażby po to żeby w internecie sprawdzić o ile znów wszystko podrożało. A że idzie zima i coraz częściej mówi się o nadchodzących razem z nią blackoutach, to na wszelki wypadek zróbcie jednak zapas prądu w piwnicy.

