Guess who’s back po dwóch latach? Tak to ja! I mimo że większa część ludzkości nie zauważyła tego, że przestałem pisać, to postanowiłem przynajmniej raz w tygodniu wrzucac tu nowy wpis. Potraktuje to jako formę terapii i uczenia się dobrych nawyków i samodyscypliny. A kiedy wreszcie Google stwierdzi, że ktoś tego bloga czyta i jest szansa, że zarobi na mnie dużo dolarów to także i dla mnie będzie to źrodło dochodu.
A teraz do rzeczy.
Zastanawiałem się o czym napisać i można powiedzieć, że temat sam spadł mi z nieba.
Kilka dni temu naszą piękną krainę odwiedzili goście ze Wschodu. Niby kiedy gość w dom to i Bóg w dom, ale ostatnie działania naszego sąsiada spowodowały dość nerwową reakcję. Zamiast chlebem i solą przywitaliśmy ich AMRAAMami, całkiem zresztą słusznie. Bo od jakiegoś czasu znany i nielubiany prezydent Rosji wymyślił sobie, że naruszanie przestrzeni powietrznej innego państwa to świetna zabawa. A kiedy już podniosło się larum, a myśliwce zrobiły z tych dronów nieloty, to okazało się, jak zresztą można się było tego spodziewać, że to wcale nie są ich maszyny i, że takie drony, można kupić w każdym sklepie z dronami.

Wczoraj od rana znów słychać w mediach, że tym razem Rosja bawi się w podchody, tym razem z Estonią, wlatując w ich przestrzeń Migami. Estonia swojego lotnictwa nie ma, ale ma za to super kolegów, więc NATOwska ekipa szybciutko i sprawnie przegoniła Rosjan. A dziś w lesie znów odnaleziono szczątki dronów. Kiedyś grzybiarze jak się spotykali pytali czy są grzyby, teraz pytają czy są drony.

Co z tego będzie? Na razie nie wiadomo. Unia Europejska rzuca oburzeniem. NATO pobrzękuje szablami, bo tak naprawdę nie wiadomo co zrobić. Rosja ma długą tradycję robienia bałaganu. To taki sąsiad, który puszcza głośno muzykę, albo niedzielne poranki zaczyna od wiercenia w ścianach. Niby chciało by się dać w ryj, ale trochę strach, bo sąsiad podobno już kiedyś siedział za pobicie. No i kiedy my kombinujemy jakie sankcje by wreszcie zadziałały, Rosja poczyna sobie coraz śmielej. Raz tylko się przeliczyli, kiedy ich samolot wleciał w Turecka przestrzeń powietrzną na 17 sekund. I to było ostatnie 17 sekund życia tego samolotu i jednego z pilotów.
Turcja nie zmieniła się w atomową pustynie, a kolejnych przypadków naruszania tureckiej granicy przez Rosję nie było. Pan Erdogan nie chciał grać w tą grę i najzwyczajniej w świecie pokazał Putinowi środkowy palec.
Może to jest właśnie jedyny język, który rozumie Putin? Na delikatnego szturchańca odpowiedzieć prawym sierpowym. Następuje wtedy system error i sprawa rozwiązuje się sama.
Tymczasem pozostaje nam tylko zerkanie od czasu do czasu w niebo, żeby przypadkiem jakiś dron nie wylądował nam na głowie.

