Codziennik

Dobra strona Kataru

Foto: PZPN

Dziś nie o sezonie wzmożonego zachorowania na grypę, tylko o sezonie na zwycięstwo!

I to nie byle jakie, bo wreszcie nie wypada zaśpiewać: Polacy nic się nie stało!

Na piłce nożnej znam się mniej więcej jak nasi rządzący na rządzeniu. To znaczy wiem, że się gra i że najlepiej wygrać. Bo jak się wygra, to i pieniądze lepsze, i jakoś mniejszy wstyd do domu wracać.

Do tej pory nasi piłkarze radzili sobie różnie. To znaczy jako jednostki grali świetnie, ale już jako drużyna narodowa nie mogli poczuć bluesa i wciąż zapominali, że piłkę warto podawać, a strzały powinny trafiać do bramki, i to najlepiej tej, przeciwnika. 

Mecz z Arabią Saudyjską pokazał, że nasi chłopcy jednak potrafią haratać w gałę, bo ni mniej ni więcej tylko wygrali i to 2 do jaja.

Rozmawiałem wczoraj ze znajomym, który jak każdy szanujący się Polak zna się. Jako, że mamy teraz czas mistrzostw świata w piłkę nożną, to tym razem ów znajomy zna się na piłce nożnej. Stwierdził poważnym tonem fachowca, że nasi potrafią grać, tylko, że zawsze wylewało się na nich tyle hejtu, że się bidulki zamknęli w sobie i tak zamknięci, biegali bez celu po boisku… A wiadomo, że otwartość wygrywa z wycofaniem. Ja, może nie mam psychiki silnej jak Psikuta, ale jakoś radzę sobie z krytyką. W szkole, krytyczne uwagi wuefisty i moich kolegów kwitowałem ciętą ripostą o „twojej starej”, a nie gnałem od razu do szkolnego psychologa, żeby ukoił mój meta-wychowanio-fizyczny ból. 

Ale, jeżeli nasi piłkarze zachowują się jak małe dzieci, które jedną ręką wypada tylko głaskać a drugą wypełniać ich kieszenie dolarami, to chyba coś jest nie tak z naszą myślą szkoleniową. 

Foto: PZPN

Piłkarze zawsze byli dla mnie prawdziwymi twardzielami. Nie gram w piłkę, raczej nie oglądam meczy, ale czuję autentyczny podziw dla gości, którzy potrafią przez 90 minut biegać tam i z powrotem, nie wymiotując z wysiłku co kilkadziesiąt kroków. Naprawdę!

W dodatku w każdej chwili mogą zostać brutalnie sfaulowani, ich nos może rozgnieść rozpędzony do 130 kilometrów na godzinę napompowany, skórzany balon. 

Albo jeszcze gorzej- kiedy stają w murze przed bramką mogą dostać piłką poniżej pasa… Ich żony i dziewczyny siedząc na trybunach pewnie szepczą: „żeby tylko nie w krocze…”

Życie piłkarza jest naprawdę ciężkie. Muszą codziennie trenować, żeby zachować formę. Duży brzuch przeszkadzałby im w wiązaniu korków. Albo w ostrych zwrotach z piłką działając jak przeciwwaga- nawet w światowym footballu praw fizyki się nie oszuka.

Czuwają nad nimi całe tabuny wszelkiej maści szkoleniowców, masażystów, fizjoterapeutów i każdy z nich ma dla nich jakieś uwagi. Treningi, masaże, ćwiczenia na siłowni, rozciąganie, rolowanie… już samo to może skutecznie zniechęcić ludzi do zostania piłkarzami. W dodatku, kiedy inni kibicują, piją i dobrze się bawią ze znajomymi przed telewizorem- oni muszą ganiać te 90 minut przebiegając średnio 11 kilometrów. To odległość, która męczy mnie kiedy jadę samochodem, a co dopiero biegnąc.

Oczywiście są też zalety bycia gwiazdą piłkarskiego świata. Z tego co mi wiadomo, piłkarze, raczej nie muszą składać wniosków o dodatek węglowy. Rzadko widuje się ich w marketach, grzebiących w koszach z przecenionymi wielopakami gaci. W mlecznych barach również nie ma co ich wypatrywać licząc na autograf.

Po prostu zarabiają sporo. Na potrzeby tego wpisu sprawdziłem listę płac światowej czołówki footballu i kiedy już odzyskałem przytomność pozwoliłem sobie ją tu przytoczyć:

Na pierwszym miejscu w rankingu najlepiej zarabiających piłkarzy sezonu 2022/2023 jest Kylian Mbappe- 128 milionów dolarów. I to jest kwota, którą zarobił nie od początku wszechświata do sądu ostatecznego. To jego wypłata za jeden sezon…

Drugie miejsce- Leo Messi- tego przynajmniej znam… Zarobił 120 milionów dolarów.

Bóg naszej piłki, Robert Lewandowski, dostał przelew na skromne 35 milionów banknotów w zielonym kolorze.

Ale, oprócz tych wypłat piłkarze zyskują jeszcze coś więcej- są idolami dla wielu ludzi na świecie. Plakaty na ścianach, koszulki, gry, sportowe gadżety, to wszystko sprzedaje się w milionach egzemplarzy, przymnażając jeszcze ich niemałe zarobki. Oczywiście nic mi do tego i mimo, że im tych pieniędzy zazdroszczę, to nie życzę im zerwania więzadeł. Serio szanuję ich talent i ciężką pracę jaką włożyli w to, żeby wejść na szczyt. I choć najczęściej zdarza mi się w nerwach złamać pilota od telewizora posyłając naszym piłkarzom wiązankę pachnącą łaciną to tym razem wygląda na to, że Czesław Michniewicz i jego notes wypchną nas z grupy.

I naprawdę mam nadzieję, że jutro, 30 grudnia 2022 roku znów będziemy śpiewać radosne pieśni zwycięstwa, Lewy uroni kolejną łzę ze wzruszenia a sędzia nie będzie kaloszem. I mimo, że mecz z Argentyną może być ciężki, to widząc jak nasi otwarli się na Arabię Saudyjską, mamy szansę zwycięstwo!

1 Komentarz

  • Żonka 29 listopada, 2022

    Śmiechłam 🙂 ale i tak zawsze 3mam kciuki za naszych…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *